Santa Monica jest prawdopodobnie pierwszym przypadkiem samowyniesienia na ołtarze. Trzeba się zapytać na teologii, czy był jakiś precedens. Co niepokoi w ołtarzu jest jego motto "Ulokuj dobrze swoje moce". To raczej pasuje do sabatu na Łysej Górze. Centralny posąg łaskami słynący obdarzony jest paznokciami o ziemistej barwie. To od intensywnej pracy. Okulary to alegoria korony i aureoli. Symbolicznie przedstawiono jej towarzyszki latające na miotłach. Kompozycyjnie dzieło nawiązuje do obrazu "Noc na Łysej Górze". Szczególną rolę pełni bryła po lewej stronie. Reasumując, ołtarz to "Noc na Łysej Górze" w wersji light dla gimnazjalistów. Jak chodzi o jakość jej czarów to mam poważne wątpliwości. To tylko "symulacja". Santa Monica to podróbka.
Ach ten Musorgski! Jak wielka jest muzyka tego skrajnie nieodpowiedzialnego oficera rosyjskiej armii. Posłuchajcie, proszę. Orkiestrę wprowadza w ruch swą magiczną różdżką Leonard Bernstein. Jego America z West Side Story - też uwielbiam.
Na życzenie Pani Moniki usunąłem jej wizerunek z mojego bloga. Jest on nadal dostępny na stronach UWM. Tego zdjęcia nie robił żadnej celebrytce paparazzi z ukrycia. Straszyła mnie sądem razem ze swym małżonkiem. Zaczepili mnie na spacerze. Nie boję się. Zrobiłem to, bo to jedna z nielicznych rzeczy w naszej krótkiej rozmowie, wyrażona mową artykułowaną. Reszta to był jazgot. Podobno jestem małym człowiekiem, kłamcą i tchórzem pełnym nienawiści. Usłyszałem również inne komunały. Głównie przymiotniki. To doprowadziło mnie do wątpliwości, że mam do czynienia z ludźmi kulturalnymi. Tak się nie prowadzi ze mną rozmowy, jeśli chce się ode mnie czegoś uzyskać. Mam wysoki poziom przekory. Zaczynać rozmowę od poniżania rozmówcy nie mieści się w kręgu kulturowym, w którym mnie wychowano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.