Życie potoczyło się inaczej i w pewnym momencie konwenans wziął nade mną górę. Skończyłem studia, zacząłem pracować. Wymarzona ścieżka zupełnej abnegacji na zawsze została dla mnie zamknięta. Pogrążyłem się w pracoholizmie.
W 1991 roku byłem kierownikiem Zakładu Informatyki na WSP. To było miejsce bliskie ideału, bo jak wiadomo, jest on strukturą algebraiczną. Lubiłem je i ludzi tam pracujących.
Do Olsztyna przyjechał Papież. Z racji zajmowanego stanowiska i umiejętności obsługi urządzeń powierzono mi pracę w centrum prasowym, mieszczącym się w budynku na Głowackiego. Dostałem plakietkę, którą ochoczo przywiesiłem sobie na szyi. Biegałem tu i tam. Pewnego razu przechodziłem przez ulicę koło budynku DOKP (obecnie Urząd Marszałkowski, a jeszcze wcześniej Rejencja i Gestapo). Po obu stronach były tłumy ludzi. Dowodzący policjant przyjrzał się mej plakietce, coś sprawdził przez radiotelefon, kiwnął głową i gestem ręki pozwolił mi przekroczyć linię szpaleru. Za sobą usłyszałem pełne podziwu dla mnie słowa - "Zobaczcie - goryl!".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.