Dziś święto oręża polskiego. Studia odbyłem poza krajem, więc największym moim sukcesem było uzyskanie stopnia szeregowego rezerwy w wyniku zamieszania w papierach WKU. Nie byłem przeszkolony. W zasadzie to groziły mi trzy lata odsiadki za dekownictwo. Sprawiedliwość ludowa okazała się dla mnie łaskawą. Stanąłem przed kolegium, które mnie uniewinniło.
Moi litewscy przodkowie bili się pod Chodkiewiczem pod Kircholmem i pod Smoleńskiem. Byli w litewskiej chorągwi pancernej. Jeden z nich był porucznikiem. Porucznik był w takiej jednostce zazwyczaj dowódcą, bo rotmistrzowie byli to wielcy panowie, którym tytuł rotmistrza przynależał jako fundatorom. Wśród rycerstwa walczącego pod Kircholmem byli husarze wystawieni przez starostę stokliskiego - Kiełczewskiego herbu Abdank. Wystawił ich 4 pod swoim znakiem. To znaczący wydatek, na który stać było niewielu. Potomek Kiełczewskich jest właścicielem myjni samochodowej "Perła" koło byłego Polmozbytu. Fizyki w Bartoszycach uczył go mój wuj, a my z Mrówką uczyliśmy go informatyki. Góra z górą się nie zejdzie.
Husarze swym impetem kładli pokotem przeciwnika, a towarzysze pancerni, którzy szli po ich bokach dorzynali wroga. To ci ostatni nieśli śmierć. Moi przodkowie, razem z husarzami, wystawianymi przez Kiełczewskiego lali Szweda. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie jako rycerza dowodzącego 120 innymi. Chyba bym umarł ze strachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.