W logo prawda jest ukryta.
Są to cepy u koryta.
Kiedy gadzina ukąsi Żmudzina – od jadu Żmudzina zdycha gadzina

czwartek, 23 września 2021

O mało co, a bym dostał w mordę od Jarka Gugały

Kolejny odcinek z historii poduszej pielgrzymki po szkołach.

Podczas mojej pięcioletniej wędrówki po podstawówkach z trzynastoma przeprowadzkami  bywały sytuacje mrożące krew w żyłach. Na szczęście o nich nie wiedziałem. Dzięki nieświadomości zagrożeń pogoda ducha rzadko mnie opuszczała. Tak było bardzo często w mym życiu. Myślałem pozytywnie, choć wiatr dął silnie w twarz.

Gdy trafiłem do Pasłęka, zadziałałem zgodnie z wielokrotnie wypróbowaną receptą. Najpierw zakolegowałem się z inteligentnymi łobuzami. Byli nimi dwaj Krzyśkowie. Chodzili do innych klas niż ja. Obaj ze świetnymi mózgownicami. Jeden - znawca sztuk walki. Często różne chwyty judo ćwiczył na mnie. Siniaki w różnych okolicach - to był koszt mej obstawy. Drugi - nierozpoznany geniusz ze znakomitą logiką. Obecnie jest emerytowanym oficerem Wojska Polskiego. Obaj są potwierdzeniem faktu, że małomiasteczkowe elity skutecznie eliminują z obiegu potencjał intelektualny dzieci, które z niej nie pochodzą.  Nauczyciele spętani lokalnymi przesądami nie są w stanie odkryć w nich ludzi, którzy mogą czegoś w życiu dokonać i rozwinąć kraj cywilizacyjnie. Na podstawie mojego doświadczenia (300 kolegów z różnych klas) dwie trzecie zdolnej młodzieży nie idzie do góry właśnie dlatego, że tępaki (o ile są z elit) są faworyzowane. 

Chodziłem do klasy z dwoma Jarkami, w tym ze znanym być może Państwu Jarkiem Gugałą. Obaj mieli niekiepskie głowy. Byli powszechnie lubiani. Posiadali wiele talentów naraz. Dla mnie ich koleżeństwo nie było pierwszoplanowym celem, choć w ich towarzystwie czułem się dobrze, bo nie było nudy. Kolegowanie się z nimi uważane było w klasowym środowisku za zaszczyt.

Pewnego wieczora usłyszałem dzwonek. Otworzyłem drzwi i ku memu zdumieniu ujrzałem w nich Jarków.  

- Chłopaki, jak fajnie że wpadliście! Zakrzyknąłem radośnie. Po kilkunastu minutach serdecznie się zaprzyjaźniliśmy na długie lata. Dostąpiłem zaszczytu!

Niedawno się dowiedziałem, jakie było tło tej wizyty. W szkole była dyskoteka. Jarkowie do pewnego momentu doskonale się  bawili. Zauważyli jednak, że strategiczne miejsca w drzwiach zajęli Krzyśkowie. Stali w jednoznacznych pozach, oparci o framugi z założonymi rękami. Jako osoby obdarzone bujną wyobraźnią Jarkowie doszli do wniosku, że napuściłem na nich Krzyśków. W żadnym wypadku tak nie było. Obie pary za sobą nie przepadały i beze mnie. Ponieważ kolegowałem się z Krzyśkami, Jarkowie doszli do wniosku, że to ja stoję za tą niezręczną sytuacją. Umknęli przed opresją przez okna w szatni. By pomścić swoje poniżenie skierowali się do mojego domu z planami przemeblowania mej twarzy. Nie udało się. Zaskoczyła ich moja gościnność. Obroniła mnie entuzjastyczna radość na ich widok. Mój nos nie zmienił kształtu, ani nie poniosłem żadnego innego uszczerbku na zdrowiu. Stanęliśmy na brzegu oceanu wspólnych przygód.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.