Wielokrotne zmiany szkół impregnowały mnie na zdanie otoczenia. Tak czy inaczej wkrótce z kolegami i nauczycielami się rozstanę, więc mogę pozostać przy swoim zdaniu jeśli je uważam za słuszne. Brak ciągłości sprzyjał temu, że często weryfikowałem swój obraz świata. Szczególnie na szwank narażone były moje stosunki z matematyką. Nauczyciele brali moją bezczelność za talent. Miałem do nich szczęście a oni mieli ze mną kłopot. Za głoszenie herezji matematycznych mnie nie ukarano, co dowodzi olbrzymiej tolerancji. Zawsze weryfikowałem, czego nas uczą. Nie brałem tego na wiarę. Byłem racjonalistą i materialistą. Materializm (czytaj - również ateizm) był moją postawą przez wiele lat. Traktowałem to z powagą. Dziwiła mnie co prawda walka PRL z wiarą, ponieważ nie rozumiałem, dlaczego zwalczać coś co zgodnie z doktryną postępu i tak obumrze.
W pewnym momencie, już w liceum mój sceptycyzm wszedł w kolizję z programem nauczania. Nie mogłem uwierzyć w poprawność zasady wyłączonego środka. Pomyślałem sobie, że przecież mogą istnieć zdania, których prawdziwości nie da się udowodnić lub zaprzeczyć. Moich wątpliwości nie zgłosiłem nauczycielowi, bo postanowiłem, że w liceum już nie zgodzę się na zmianę szkoły, a przynajmniej temu się będę stanowczo sprzeciwiał. Poza tym z galerii spoglądały na mnie portrety Banacha, Sierpińskiego i innych sławnych biesiadników i bywalców Kawiarni Szkockiej i myślałem, że zmarszczą brwi na moje odstępstwo.
Nie wiedziałem, że w 1931 roku zasadność moich wątpliwości znalazła potwierdzenie. Kurt Goedel udowodnił twierdzenie o niezupełności. Mówi o tym, że jeśli teoria aksjomatyczna zawiera pojęcie liczby naturalnej, to w niej można sformułować twierdzenia, których nie da się ani udowodnić ani obalić. Moim zdaniem to twierdzenie jest zbyt mało znane, choć ma kolosalne konsekwencje dla rozumienia gmachu nauki i jego ograniczeń.
Fundamentalne wątpliwości na temat matematyki, a w konsekwencji całej nauki miał Jan Brouwer. Jego zdaniem matematyka nie da się zamknąć w system aksjomatów. Zwalczał dowody korzystające z zasady wyłączonego środka i miał na tym polu spore sukcesy.
Starając się myśleć racjonalnie trafiłem na ścianę, bo doszedłem do wniosku, że poprawny rozum ma swoje ograniczenia natury fundamentalnej. Stwierdziłem rzecz oczywistą dla osób, które mniej rozumieją ode mnie, że nie wszystko rozumiem i być może ludzkość nie zrozumie wszystkiego co jest do zrozumienia. Te osoby mają moim zdaniem krótszą drogę do poznania najistotniejszych elementów prawdy o świecie. Na pewno nie uda się wszystkiego zaksjomatyzować. Tak twierdzi nauka. Tu już niedaleko do idealizmu, w który wpadłem. W szkole nie wierzyłem w istotę najwyższą, a dokładniej - wierzyłem, że jej nie ma, bo przecież dowodu na mój pogląd nie miałem. Chcąc to ogarnąć rozumem, po wielu przygodach w końcu popadłem w "herezję katolicką", z której nie dam się wyprowadzić. Nie, bo nie.
Spojrzałem na postawę kardynała Wyszyńskiego i jego pomysł budowania polskiego kościoła na ludziach prostych. Najważniejsza wiedza jeśli nie jest prosta i dostępna dla wszystkich jest niesprawiedliwa. Trudno jest uwierzyć, że Stwórca dał świadome życie komuś, komu nie dał szansy na spotkanie ze sobą. Przeintelektualizowana wiara prowadzi bardzo często na manowce, które w wyniku towarzyszącej pychy mogą doprowadzić do jej upadku. Szczególnie wtedy, gdy intelekt nie ma do siebie dystansu, który również obowiązuje naukę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.