Miłościwie panujący kościołowi Franciszek wielokrotnie urządzał w sali audiencyjnej. Tym razem dodatkowo mamy męczenie zwierząt. Co o tym sądzić? Mam najlepszego w takich przypadkach doradcę - samego siebie. Można powiedzieć, że moja opinia jest wyssana z palca. Wywołałem ducha. Zapytałem się 16-letniego licealistę z 1975 roku Wiesława Poszewieckiego, będącego podówczas ateistą o opinię na temat tego wydarzenia. Cóż mi powiedział?
"Wygląda na to, że księża są niewierzący. Jeśli robią sobie takie jaja ze swoich obrzędów (piosenka Celebration w końcowym fragmencie) to ta cała religia jest jakimś cyrkiem, od którego inteligentny człowiek powinien stronić. Poczekajmy kilka lat i ten przesąd sam siebie pokona. Nie jestem zwolennikiem stosowania przemocy wobec nich, bo ludzie sami ujrzą bezsens swej wiary."
Takiej bibki w Watykanie jednak nie ujrzałem i zmieniłem swoje stanowisko wobec katolicyzmu. Podczas jazdy tramwajem nr 3 w Kijowie po ulicy Borszczagowskiej, coś się we mnie odmieniło. Okazało się, że szykany wobec kościoła były w moim przypadku przeciwskuteczne. 20 letni Poszewka myślał tak "Twierdzą że religia to przesąd, który sam upadnie. To dlaczego z nim walczą? Widocznie nie wierzą w ateizm." Dalsze rozważania przechyliły szalę w drugą stronę. Pogłębiłem analizę i przesąd religijny objął mnie swoimi szponami i trzyma do dzisiaj. Och, gdyby po drodze był obecny papież Franciszek to by do tego nie doszło. Może bym nawet został masonem? Kto wie? Biedne zwierzaki. Gdybym był słoniem to byłbym przerażony.
Ciekawe, czy a raczej kiedy papież uzna "Żywot Briana" Monthy Pythona za fundament religii katolickiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.