W logo prawda jest ukryta.
Są to cepy u koryta.
Kiedy gadzina ukąsi Żmudzina – od jadu Żmudzina zdycha gadzina

sobota, 21 września 2019

Łyżwiarze wśród nas

Przeszłą zimą spotkałem na lodzie dziekana WS, Benedykta Błońskiego. Całkiem nieźle sobie radził. Ukłoniłem się. Odpowiedział. Nie wiem, czy miał świadomość, że ma do czynienia z Poduchą  - wcieloną podłością. Niestety, następnego dnia upadłem i zwichnąłem sobie ramię. Jechałem powoli, a tu się okazało, że w lodzie jest dziura. Hokejówki reagują gorzej na nierówności w lodzie niż łyżwy długie. Byłem kompletnie zaskoczony i w panice usztywniłem się. Poczułem, jak mi ramię wyskoczyło z barku i wróciło na miejsce. Jako człowiek zachłanny dojeździłem jeszcze 30 minut z karnetu. Później jednak odezwał się rozsądek i pojechałem do przychodni na Dworcowej. Skończyło się na 3 miesiącach bez łyżew i rolek.

Łyżwiarze mają u mnie specjalne względy. Dotyczy to też Dziekana Błońskiego. To świetnie, że jest wśród nas. Nie wiem, jak u niego ze sprytem, bo u mnie kiepsko. Niech uważa na siebie, bo zwichnięcie ramienia u dyrygenta to może być wielki problem. Tym bardziej, jeśli przerodzi się w nawykowe. Mamy taki przypadek  bioinformatyka, który próbował jogi. Poległ na pierwszym ćwiczeniu - podniesieniu ramion. Rozległ się przerażający wrzask. Trudno było uznać to za ćwiczenie relaksacyjne. Gdyby był dyrygentem i rozpoczął koncert w taki sposób w wyniku podniesienia, to by mógł zostać uznany za wokalistę. Szczególny rodzaj ekspresji trudno by było uznać za celowy. Uznano by to może za skrajne wypalenie zawodowe.  Panie Dziekanie Błoński, niech Pan uważa na siebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.