Świat jest pełen niespodzianek.
W związku z bardzo specyficznym zamówieniem byłem dziś na ryneczku na Grunwaldzkiej. Miła atmosfera i krzątanina. Po zrealizowaniu zadań wyznaczonych przez Mrówkę postanowiłem obejrzeć resztę ryneczkowego uniwersum. Zawsze to lubiłem. Te kolory, wystawy i bezpośrednią relację ze sprzedawcami. Na stoisku firmy Sudoł z Ornety zauważyłem widok, który przykuł mą uwagę. Kiełbasa zrobiona tak, jak robiła ciocia Ania. Niewielka kolejka. Odniosłem wrażenie, że w większości złożona ze stałych bywalców. Trochę podsłuchiwałem, stąd takie wnioski. Kupiłem tę kiełbasę. Rozbawił mnie papier, w który była zawinięta. Coś dla ducha i dla ciała.
Nie bardzo lubię chodzić po centrach handlowych a w okresie świąt szczególnie tego nie lubię. Wkurzają mnie ŁajtKristmasy, dobiegające ze współczesnych kołchoźników. Czasami człowiek nie ma innego wyjścia. Wtedy prosto do celu i natychmiast zmykam, aby nie nabawić się mizantropii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.