W 1975 roku zapragnęliśmy z Jarkiem Gugałą udać się w Pieniny. Jarek mieszkał w Biskupcu, a ja w Pasłęku. Aby nie zrujnować naszych planów odmową rodziców ja powiedziałem swoim, że jadę do Jarka, a Jarek swoim że jedzie do mnie. Zaczęło się od zbiórki funduszy. Jarek posprzedawał na rynku garnitury ojca, których ten już nie używał. Tu wykazał się talentem handlowym. Nie spodziewałem się takiego sukcesu. Byliśmy bogaci. Do Nowego Targu dotarliśmy pociągiem. Później autobus do Czorsztyna. Stamtąd na piechotę do Niedzicy. Jarek niósł dwa plecaki (swój i mój) i namiot. Wykazywał olbrzymią cierpliwość bo go od czasu do czasu popychałem. Musiałem wyrobić dobową normę złośliwości. W pociągu spałem a w autobusie nie było jak.
Stołowaliśmy się za darmo na zamku w Niedzicy u znajomych Jarka. W tym samym, w którym kręcono Janosika. Mimo to, jakimś cudem pieniądze zniknęły i dopadło nas widmo bankructwa. Nie starczało na Marlboro. O bilecie powrotnym trudno było marzyć. Kryzys finansowy w pełni. Pewnego wieczora postanowiliśmy posprzątać w namiocie i odkryliśmy, że była zawartość portfela leżała pod materacem. Okazało się praktycznie, że porządek popłaca. W ten sposób udało nam się zaoszczędzić i do Olsztyna jechaliśmy w wagonie 1 klasy jako ludzie majętni. Jedyni pasażerowie naszego przedziału. Tu nasze drogi się rozeszły. Jarek do Biskupca a ja do Pasłęka.
Rodzice byli całkowicie nieświadomi naszego spisku. Długo trzymaliśmy to w tajemnicy. Jarek to idealny syn. Nie chciał swojej mamy narażać na stres. W końcu jednak po latach wyznaliśmy prawdę. Nie mogliśmy żyć w kłamstwie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.