Rok 1984 koniec studiów w Kijowie. W akademiku mieszkali przedstawiciele 59 narodów. Byliśmy zgraną paczką. Rozstania trwały bardzo długo. Byliśmy przekonani, że nigdy więcej się nie spotkamy, co w zestawieniu z naszymi serdecznymi więziami mogło doprowadzić do nałogu. Pożegnania. Były też i łzy.
Było multietnicznie. Na zdjęciu najbardziej po lewej (jak mnie określali Peruwiańczycy) "Polaco loco" lub "gringo". Obok mnie Ukrainiec, obok niego Libanka. Pod oknem od lewej: trzech Węgrów i Tunezyjczyk (Ożenił się z Ukrainką i zabrał do Tunezji). Następnie Arab, ale nie pamiętam z jakiego kraju. Był z obcej cywilizacji (innego akademika). Obok niego Finka. Na podłodze siedzi Libijczyk z AWF i Tunezyjczyk.
To były piękne czasy. Życie w tej społeczności było czymś wspaniałym.
Ciekawi mnie jak sobie poradzimy z napływem imigrantów, który moim zdaniem jest pewien. Nie dziwię się im. Cóż człowiek pocznie w niektórych sytuacjach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.