Słuchałem niedawno wypowiedzi moskiewskiego analityka drwiącego z wielkości pomocy Zachodu dla Ukrainy. Mówił, że ilości są śmieszne i nie wpłyną na wynik wojny. Aby zwyciężyć Rosję Ukraina potrzebowałaby według niego między innymi 1000 czołgów i wiele innego sprzętu. Ze zdumieniem stwierdziłem, że praktycznie recytował listę zakupów, dokonywanych przez Polskę. Była co prawda "drobna" różnica. Na liście rządowej brakuje 50 systemów Patriot, które wymienił Rosjanin.
Tymczasem nasza opozycja naigrywa się z wielkości polskich zakupów, twierdząc, że to marnotrawstwo. Według niej nie ma logistyki i przeszkolonych ludzi zdolnych ten sprzęt obsłużyć. Że przecież nie zamierzamy napaść na Rosję i dojść do Uralu. Tylko logistyka i szkolenie bez sprzętu to tak jak wożenie pustych taczek. Od czegoś trzeba zacząć.
To nie my zamierzamy napaść na Rosję, tylko Rosja zamierza napaść na nas. O tym otwarcie mówił Putin na spotkaniu z młodymi biznesmenami. Wyznaczył rosyjskiej młodzieży program "odzyskania" ziem, które kiedykolwiek wchodziły w skład imperium rosyjskiego. Jak chodzi o takie wezwania to da się zauważyć, że one są realizowane, niezależnie od tego jak oceniamy tego prawdopodobieństwo. Osobiście uważam w obecnej proporcji sił napaść Rosji na Polskę za pewnik. Wątpię w to, że NATO wykona swe zobowiązania. NATO jest dobre do tego by ganiać Beduinów po pustyni niszcząc ich życie (Irak) i atakować słabszych (Serbia). Rachityczna pomoc dla Ukrainy to dowód na impotencję i kunktatorstwo sojuszu. A co będzie jeśli Ukraina przegra? Wtedy Rosja będzie mocarstwem z armią dużo potężniejszą niż obecnie.
Gdyby rządziła opozycja w taki sposób, jak obiecuje nie będziemy mieli wtedy ani sprzętu, ani logistyki ani przeszkolonych ludzi. Nawet pustych taczek nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.