Jestem pod wrażeniem argumentacji o fatalnych skutkach emisji CO2 dla klimatu. Firma, której samochód kupiłem udowadnia obecnie że jest on do kitu i jest za ograniczeniem możliwości poruszania się nim po centrach miast. Poczułem się oszukany, bo zapewniano mnie, że silnik spełnia wszelkie rygory ekologiczne. Kto inny, niż producent wie o tym najlepiej?
Przekonali do ekologii ekstremalnej. Może chcą, abym kupił sobie samochód o napędzie elektrycznym? Mam trudności z uwierzeniem w to, że za kilka lat nie nastąpi kolejne odkrycie, dzięki któremu okaże się, że elektryki są szkodliwe dla klimatu i wód gruntowych, a jedynie pojazdy o napędzie hiper-velo-cyklotronowym to jedyne jednostki, które należy dopuszczać do ruchu.
Dlatego postanawiam, że już nigdy w życiu nie kupię samochodu. Żyłem 30 lat bez niego i miałem się nieźle. Na pewno nie będę żył jeszcze 30 lat więc chyba w postanowieniu wytrwam. Dam upust mojej abnegacji. O ile pamiętam, to po nabyciu samochodu gwałtownie zwiększyła się moja masa całkowita oraz popsuł mi się humor. O wiele fajniej się chodziło. Samochód okazał się gorszy niż papierosy, które rzuciłem krótko przed osiodłaniem cudu techniki. Obecna pandemia uświadomiła mi, że samochodu praktycznie nie potrzebuję. Poza tym, gdy trwała budowa linii tramwajowej zamiast jeździć po byle duperelę do Reala odbywałem sobie spacer. Było szybciej i bezstresowo. Popieram czynem wysiłki przemysłu motoryzacyjnego mające na celu walkę z zanieczyszczeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.