Często przy okazji Święta Niepodległości oddaję się lekturze literatury lekkiej i przyjemnej, która mi się z nim kojarzy. Najczęściej są to książki Karola Olgierda Borchardta lub Adama Mickiewicza. W tym roku słowa inwokacji do Pana Tadeusza nabiorą dla mnie bardziej dosłownego znaczenia. Latem odbyłem podróż na Litwę, aby spotkać się z moją rodziną. Moja ciocia, Stasia, przekonywała mnie, że jestem Litwinem - przynajmniej po kądzieli. Nie była to czcza gadanina. Wsparła się dokumentami. Moi ziomale pokazali mi wywód szlachecki rodziny Monczuńskich. Urszula Monczuńska to była moja babcia. Pod wpływem klarownej argumentacji poczułem się Litwinem i od razu Polacy zaczęli mnie drażnić. Siedziałem w restauracji nad brzegiem Neru na skraju skarpy. W dole w wiła się rzeka. Puszcza - po horyzont. Widok zapierał dech. Po stromych schodach do restauracji wracali ze spaceru polscy malkontenci. Narzekali na jakość potraw. Ja, jako świeżo upieczony Litwin czułem niezwykłą irytację. Nigdy w życiu nie jadłem bardziej żylastego mięsa, lecz mój neoficki patriotyzm i miłość do nowej ojczyzny przytłumiła ten drobiazg.
Właśnie po tym jak odwiedziliśmy Kiernawę (jedną z dawnych stolic Litwy) i jak moja ciocia o mało co nie udowodniła, że pochodzimy niemalże od Mendoga zabrała nas do tej restauracji, której główną atrakcją nie było menu lecz wspaniały widok. Poczułem się trzystuprocentowym Litwinem.
|
Wywód szlachecki rodziny mojej babci |
Moi przodkowie zdobyli Moskwę pod hetmanem Chodkiewiczem. W jego wojskach mówiono po litewsku. Jeden był porucznikiem (rzeczywistym dowódcą) chorągwi pancernej - 120 jeźdźców niosacych wrogowi Apokalipsę. Wojska pancerne szły na skrzydłach husarii i kończyły jej śmiercionośne żniwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.