Od piątku ozdoba gatunku canis lupus familiaris była w Warszawie. Po raz pierwszy jechał windą. Ujrzał siebie w lustrze i nie spodobał się sobie. Zaatakował. Jednak przy kolejnej podróży spojrzał trochę do góry i zobaczył mnie. Przebiegł proces myślowy i pojął że ma do czynienia z iluzją.
To jednak nie koniec jego przygód. Do windy wszedł murzyn. Tedi przeżył szok. Po raz pierwszy widział czarnego człowieka. Wydarł się jak nigdy dotąd. Musiałem go wziąć na ręce. Mieliśmy z sympatycznym Jamajczykiem niezły ubaw. Rasta brother. Tak wyglądała trzecia wizyta naszego wieśniaczka w stolicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.