Oto, co o redystrybucji środków przy pomocy funduszy unijnych pisze Marcin Hugo Kosiński http://niebiore.eu/ . Wiele rzeczy na jego stronie jest narysowanych delikatnie. Opisuje między innymi taką sytuację:
"Pół dekady temu miała miejsce następująca historia. Mój przyjaciel, Kamil Cebulski, podsumował poprzedni rok organizowania Alternatywnych Lekcji Przedsiębiorczości, które miały na celu doprowadzenie do spotkań w formie lekcji licealistów z przedsiębiorcami na terenie Polski. Okazało się, że w ciągu roku dotarł do 57 tys. uczniów w 326 szkołach, gdzie zorganizował 1642 spotkania. Podsumował koszt projektu na 122 tys. złotych.
Co się stało w ciągu kilkudziesięciu godzin od opublikowania podsumowania? Zgłosiło się do niego sześć firm, które zaoferowały "załatwienie" dotacji na następne lata programu w wysokości co najmniej kilkunastu milionów. Natchnięty tym wydarzeniem, stworzył wtedy małą inicjatywę "Jestem OK, nie biorę", parafrazując dość znaną akcję walki z narkotykami. Bo dotacje są jak narkotyki, doradcy są od nich uzależnieni i rzucają się na każdą ofiarę jak lwy. To, co na prywatnym rynku kosztowało kilkaset tys. zł, na rynku państwowo-dotacyjnym rosło do parunastu milionów.
".
Osobiście uważam, że ubocznym skutkiem funduszy strukturalnych jest wyrobienie w beneficjentach mentalności żebraka-oszusta. Mam jedną dobitną ilustrację takiej sytuacji. Udają kulawego, ślepego i idiotę, aby tylko coś dostać. Gdy już coś dostaną to udają nadal. I idiotyzm dzięki temu się w nich utrwala. Razem z mentalnym niewolnictwem. Zabierają uczciwym podatnikom, by dać hochsztaplerom. Diabeł się cieszy, że hej. Tak to jest z przedsięwzięciami w istocie socjalistycznymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.